Tamara Lunger i Simone Moro musieli przerwać zimową wyprawę w Himalaje. Simone wpadł do szczeliny, Tamara ma potłuczoną, odrętwiałą rękę, wszyscy żyją – szczęście w nieszczęściu jednym słowem.
Ale ja chciałem o czym innym. O mediach, ściślej mówiąc. Bo medialny opis wypadku włoskich alpinistów pokazuje, że jesteśmy w stanie uwierzyć nawet w największą bzdurę. A to chyba niedobrze.
Od początku, czyli jak było naprawdę?
Naprawdę wydarzyło się tak: Tamara Lunger i Simone Moro, włoscy himalaiści są na wyprawie w Karakorum. Planują jako pierwszy zespół jednej zimy zdobyć dwa ośmiotysięczniki – Gaszerbrum I i II. 19 stycznia idą na nocleg do obozu pierwszego. To miał być dość spokojny dzień. Drogę na lodowcu znajdują łatwiej niż zazwyczaj. Już pod koniec wędrówki nagle pod Simone Moro zapada się most śnieżny, Włoch zaczyna zsuwać się do szczeliny.


Oczywiście są związani liną. Lina ciągnie Tamarę aż na brzeg szczeliny. Tamara Lunger ma na nogach rakiety śnieżne (to nie ułatwia hamowania). Lina oplata jej rękę – piekielnie mocno, bo na drugim końcu wisi 90 kilogramów himalaisty plus plecak. Tamara trzyma, wyje z bólu, powoli się zsuwa. Po 2 minutach (wg relacji Simone) udaje mu się osadzić śrubę lodową, odciążyć partnerkę. Następne dwie godziny wychodzi ze szczeliny. Ręka Tamary jest odrętwiała, trzeba przerwać wyprawę, ale jak pisze Simone: “Tutto è bene quel che finisce bene”.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Zaczyna się głuchy telefon
Tamara Lunger i Simone Moro opisują zdarzenie u siebie w mediach społecznościowych. Podchwytują to media, także polskie (u nas zawsze himalaizm się genialnie “klika”, lubimy o tym czytać). Wpis Tamary na Instagramie służy za źródło dla artykułu na jednym z największych polskich portali sportowych (o tu).
No i teraz zaczyna się zabawa. Bo z artykułu (oczywiście ma odpowiednio dramatyczny tytuł, który nawet zawiera słowo “dramatyczne”) dowiadujemy się, że Tamara w ostatnim momencie chwyciła Simone za rękę i zdołała go utrzymać. Jak, nie przymierzając, Sam Froda w jednej z ostatnich scen “Władcy Pierścieni”. Albo jak Tom Cruise skałę w słynnym intro z “Mission Impossible 2”.

Dodam tylko, że źródeł nie trzeba szukać daleko. Nawet w tym samym artykule autor zamieszcza oryginalny wpis Tamary (po angielsku), gdzie jest wołami napisane co się tak naprawdę stało. O ten wpis:
Ja się nawet nie złoszczę. Wiem w jakim pośpiechu pracuje się w redakcjach, zwłaszcza internetowych. Sam robiłem i będę robił głupie (może i głupsze) błędy w swojej pracy. Pewnie trochę mnie smuci, że przez ponad dwóch dni nikt tego nie poprawił (to akurat nie jest dużo pracy). Ale najbardziej wkurza, że my wszyscy w to chyba wierzymy.
Bo przez dwa dni widziałem tego “newsa” na kilkunastu profilach i portalach o górach. Wszędzie ta żelazna ręka Tamary. I zaraz obok oryginalny wpis, który ma się nijak do tej żelazności. A żelazność z kolei, nijak ma się do jakiejkolwiek logiki. Simone Moro z plecakiem i szpejem waży ponad 100 kilogramów. I teraz ktoś nam pisze, że himalaistka w rakietach śnieżnych, na niepewnym lodowcowym podłożu, w rękawicach złapała te 100 kilo jedną ręką i przytrzymała. To ja się pytam, gdzie ona chodzi na siłownię, dajcie mi adres. A my nie dość, że wierzymy to jeszcze podajemy dalej, bo sensacyjne, bo dramatyczne.
Co z tego?
Oczywiście ta sprawa w ogóle nie ma znaczenia. Tutaj najważniejszą informację jest, że Simone i Tamara żyją, że poza obolałą łapką nic się nie stało. Ale napisałem ten tekst, żeby zwrócić uwagę na zjawisko. Ameryki nie odkryję, ale tak, żyjemy w czasach fake newsów. Fałszywych profili, powielanego spamu, sensacyjnych ploteczek, które aż się proszą, żeby kliknąć podaj dalej.
Niestety dotyczy to także mediów. Słuchajcie, żelazna ręka Tamary to nic. Tylko że w tym samym pośpiechu i rozgardiaszu powstają też artykuły polityczne, społeczne, ekonomiczne. Takie, z których czerpiemy wiedzę o świecie. I tu też często trwa zabawa w głuchy telefon. Dlatego warto czasem odłożyć słuchawkę. I jeśli po przeczytaniu kolejnej sensacji, będziecie chcieli ją podać dalej, to warto jeszcze zadać sobie pytanie:
Czy to naprawdę ma sens, co ja tu czytam?
Dzięki za lekturę, za poświęcony czas. Jeśli masz pytania, porozmawiajmy w komentarzach. Jeśli tekst wydaje Ci się wartościowy, udostępnij go dalej.
Dziękuję!