Czym żyją mieszkańcy górskich wiosek i miast? Na pewno nie górami – żyją codziennością, małymi lub większymi problemami i sukcesami. Często nie zauważamy ich historii, biegnąc w stronę schronisk, przełęczy i szczytów. Tymczasem przypadkowe drzwi mogą kryć naprawdę niezwykłe opowieści.
Od ponad roku prowadzę projekt #ZaDrzwiami. Latem 2017 roku wybrałem jeden adres – konkretną ulicę i numer domu. Nie ze względów osobistych – to po prostu jedna z częściej występujących ulic w kraju. Wsiadłem na rower i zacząłem szukać tego samego adresu w każdym kolejnym mieście, miasteczku i wiosce. Chciałem zebrać historie ich mieszkańców i zobaczyć, czym żyją. Przez rok zapukałem do obcych drzwi prawie 150 razy.
Kamienica
Ulica i numer. Tyle łączyło moich bohaterów. Musiało dzielić i dzieliło wszystko. Byli starzy albo młodzi. Pochodzili z wielkich miast albo zapomnianych wiosek. Biedni albo bogaci, brzydcy albo seksowni. Byli trzeźwi i pijani, byli wierzący i ateiści. Byli szczęśliwi i załamani.
Choć mieszkają pod jednym adresem, nigdy się nie spotkają. To tylko ja wyobraziłem ich sobie w jednym domu. Wybudowałem im w myślach kamienicę i obserwowałem, jak żyją. W Polsce jest ponad tysiąc „moich” ulic, więc tłoczno tam i gwarno. Przesiedliłem ich i patrzyłem, jak sobie radzą. Wyobrażałem sobie te nowe przyjaźnie, kłótnie, bójki nawet. Polskę w pigułce.
Od początku chciałem ten projekt potraktować jak sondaż. Zebrać relacje przypadkowych ludzi z całego kraju. Stworzyć grupę reprezentatywną. Dlatego spakowałem sakwy i wsiadłem na rower. Dlatego przejechałem łącznie prawie 7000 kilometrów, od jednych drzwi do drugich. Dlatego musiałem pojechać też w góry.
Przy szlaku
Myślenice, Międzygórze, Rabka-Zdrój. Nowy Targ, Ustrzyki, Wetlina. Choć często mijamy te nazwy, niewiele wiemy o tych górskich miejscowościach. Często są tylko przystankiem, miejscem, gdzie wysiadamy z pociągu, autokaru, samochodu. W mroźny poranek ubieramy dodatkową kurtkę, podnosimy plecak, może odpakowujemy drugie śniadanie. I mijamy je jak najszybciej, bo czeka na nas szlak. Czekają przewyższenia, szczyty, panoramy i schroniska. Nawet z Zakopanego większość górołazów ucieka jak najszybciej. Byle do linii schronisk, byle w górę, byle w las.
Przynajmniej ja tak robię. Przyjeżdżam w góry, więc chcę uciec w nie jak najszybciej. Wędrówka na dobre zaczyna się dopiero za ostatnimi domami. Tam, gdzie kończy się asfaltowa droga, a zaczynają leśne ścieżki. Rabka-Zdrój, owszem, leży przy szlaku na Turbacz, ale nigdy nie była dla mnie jego częścią. Po prostu znajdowała się w pobliżu. Dopiero dzięki projektowi miałem okazję lepiej poznać górskie wsie i miasta. Zwrócić uwagę na Karpacz, nie myśląc przez chwilę o widoku ze Śnieżki. Spędzić więcej czasu w Nowym Targu, nie uciekając od razu na gorczańskie polany.
Myślenice, Międzygórze, Rabka-Zdrój. Nowy Targ, Ustrzyki, Wetlina. Choć często mijamy te nazwy, niewiele wiemy o tych górskich miejscowościach. Często są tylko przystankiem, miejscem, gdzie wysiadamy z pociągu, autokaru, samochodu. W mroźny poranek ubieramy dodatkową kurtkę, podnosimy plecak, może odpakowujemy drugie śniadanie. I mijamy je jak najszybciej, bo czeka na nas szlak. Czekają przewyższenia, szczyty, panoramy i schroniska. Nawet z Zakopanego większość górołazów ucieka jak najszybciej. Byle do linii schronisk, byle w górę, byle w las.
Przynajmniej ja tak robię. Przyjeżdżam w góry, więc chcę uciec w nie jak najszybciej. Wędrówka na dobre zaczyna się dopiero za ostatnimi domami. Tam, gdzie kończy się asfaltowa droga, a zaczynają leśne ścieżki. Rabka-Zdrój, owszem, leży przy szlaku na Turbacz, ale nigdy nie była dla mnie jego częścią. Po prostu znajdowała się w pobliżu. Dopiero dzięki projektowi miałem okazję lepiej poznać górskie wsie i miasta. Zwrócić uwagę na Karpacz, nie myśląc przez chwilę o widoku ze Śnieżki. Spędzić więcej czasu w Nowym Targu, nie uciekając od razu na gorczańskie polany.
Szkoda spokoju (Przebędza)
Dużo straciłem, nie obserwując, dlatego nadrabiam. W miejscowościach znanych mi przecież od lat z górskich wypadów dostrzegam nowe rzeczy. Dostrzegam zdobienia górskich chat, ukwiecone przydrożne kapliczki i krzyże na rozstajach. Doceniam panoramy beskidzkich wiosek, z naturalnej konieczności wydłużonych, wijących się między dwoma zboczami doliny (tu rekordy bije 18-kilometrowa Zawoja, jedna z najdłuższych wsi w kraju).
Najbardziej interesujący są ludzie. „Moich” ludzi dobiera przypadek, adres zamieszkania. Bez tego przypadku nigdy bym na nich nie trafił. Nie zobaczyłbym, jakie garnitury ubiera się na chrzciny w Ciścu (szare). Nie odwiedziłbym szkoły wokalnej w Żywcu. Nie dowiedziałbym się wreszcie, jakie problemy ze swoim sąsiadem ma Ania z Przebędzy (położonej całkiem niedaleko od Żywca i jego szkoły wokalnej). A to problemy poważne, bo Ania z sąsiadem już kilkanaście razy spotkali się w sądzie.
Ania ma ponad 80 lat. Jest po trzech zawałach, niewiele jej z życia zostało. To zresztą jej własne słowa.