– Wiesz, kiedyś było kolorowo. Zrobię kawę, opowiem ci – Od tego momentu nie wolno przerywać. Nawet śródtytułu, nagłówka nie da się między tę opowieść wetknąć. Taka jest spójna.
Łowicz o 20 minut motorem
Urodziłam się w roku 1954 w Różycach niedaleko stąd. Łowicz jest 20 minut drogi od Różyc. Na imię mi dali Helena, chociaż wszyscy mówili na mnie Halina. Może im się ta Helena zbyt wyszukana wydawała. Nie pamiętam. Pierwsze co pamiętam to dom rodzinny. Drewniana chałupa była kryta strzechą, a ściany wymalowano na niebiesko. Podłoga była tylko w jednej izbie, wszyscy tam spaliśmy. Wszyscy, czyli ja z bratem, rodzice i dziadek.
Pierwsze skojarzenie z domem? Zapach chleba. Mama wyrabiała wielkie okrągłe bochny. Wyrastały w takich specjalnych donicach. Potem na drewnianą łopatę i do pieca. Cały dom pachniał, aż ślinka ciekła. I kiełbasy suche. Jak się ułamało, to jakbyś z pistoletu strzelał. Tak. Wieś zawsze lubiła dobrze zjeść.
Jak podrosłam, dużo pomagałam rodzicom. 7 lat miałam, pasałam krowy. Dwie mieliśmy. Chodziłam z nimi na miedzę i musiałam pilnować żeby jadły tylko ze środka drogi. Do końca życia tego nie zapomnę. Mam te dwie krowy na krótkim łańcuchu. Jedna przede mną, druga za mną, one dwa razy większe ode mnie, a ścieżka na miedzy wąska. W ręce trzymam katechizm i uczę się do Pierwszej Komunii. Pięć pytań dziennie musiałam między tymi krowami przyswoić.
Kombinować też potrafiłam, bo nie lubiłam tych krów okropnie. Jak nikt nie patrzył, to biegłam w środek pola i rwałam liście buraków. Daję jednej i drugiej i mówię: “Jedz szybciej, a nie się na mnie patrzysz. Jedz, małpo, bo dziadek weźmie laskę i będzie boki obstukiwał, sprawdzał czyś najedzona”. Ale dużo miałam obowiązków. Koleżanki po drzewach biegały, w piłkę grały, a ja jak nie masło zrobić, to wody nabrać ze studni albo liście przynieść. Nie miałam beztroskiego dzieciństwa. O, zobacz, tu mam zdjęcie, jak kury karmię. 18 lat miałam.
Chłopcy? Jak skończyłam ósmą klasę, mama oświadczyła, że pora iść na sumę do kościoła. Msza o 12 to była duża rzecz. W ławach siedziały same panny z matkami. Chłopaki stały po kaplicach i każda wioska miała własną kaplicę. W jednej lipniczaki, w drugiej kocierzewskie. Chłopcy niby do kościoła poszli, niby słuchają kazania, ale na księdza ani spojrzą. Tylko się po pannach rozglądają, która im w oko wpadnie. Czułam te spojrzenia na plecach, aż mi nieprzyjemnie było. No i już wieczorem zajechał motor pod dom.
Ale o motorze będzie później. Bo ten motor to jest przeskok w opowieści, dzieli ją na dwa różne tomy. Nie wypada dwóch części umieszczać w jednym tekście. Panieństwo i dorosłość to są przecież dwie zupełnie różne sprawy.
Drugą część tej historii przeczytacie tutaj.
Chcesz poznać więcej historii?
Czekają #Za drzwiami
1 comment