W ciasnych kabinach, kilkadziesiąt metrów nad ziemią, operatorzy żurawi budowlanych pracują nawet po 14 godzin dziennie. Zmuszeni przez pracodawców do łamania przepisów bezpieczeństwa – coraz częściej giną.
W tekście “Widok z żurawia” opisałem niełatwy los polskich operatorów żurawi budowlanych. Reportaż ukazał się 10 czerwca 2018
Siedem wypadków z udziałem żurawi, w tym trzy śmiertelne – to bilans polskich budów przez ostatnie pół roku.
Najpoważniejszy: 15 września 2017 r. na ulicę Roosevelta w Łodzi runął 35-metrowy dźwig. Zginął operator, miał 23 lata. Do końca walczył z maszyną, dzięki czemu przechyliła się w stronę pustej akurat drogi, a nie w kierunku placu budowy. Przyczyny wypadku bada prokuratura, mówi się o złym rozłożeniu balastu lub usterce technicznej maszyny.
1 grudnia w Tychach operator zasłabł podczas pracy. Był w podeszłym wieku, na umowie-zleceniu dorabiał do emerytury. Mimo półtoragodzinnej reanimacji nie udało się go uratować. Dwa tygodnie później, raniąc dwie osoby, przewrócił się samojezdny żuraw w Lublinie.
Inne wypadki: złamane ramię zniszczyło kamienicę i cztery samochody (Gniezno); przenoszony ładunek spadł na pracownika łamiąc mu dwa żebra (Kokotów k. Krakowa);…
To tylko fragment artykułu
Całość opublikowana w “Tygodniku Powszechnym”.