Jego córka wkrótce wyjedzie do Peru. Na drugi koniec świata. Wyciągnął więc jej stare obrazy i obwiesił nimi cały dom. Tak jest mu raźniej. Oto historia, którą #Za Drzwiami skrywał Sosnowiec. Poznajcie Ryszarda Piątka.
Ten tekst jest częścią większego projektu reporterskiego. W całej Polsce zbieram historie spod jednego adresu. Zobacz, co kryje się #Za Drzwiami.
[su_divider top=”no”]Już lepiej koniaczku
Wie pan, od papierosów to się żyły kurczą. Lepiej już sobie koniaczku wypić. Koniaczek rozgrzewa, to i żyły się otwierają. A najgorzej to jak pan na przemian pije i pali. Rozszerza, skurcza, rozszerza, skurcza. Organizm głupieje przecież.
Żyły Ryszarda Piątka przeżyły wiele. Kurczyły się od kiedy miał 14 lat. Kurczyły się od Mazurskich, od Klubowych, od Sportów, tych bez filtra. Rozszerzały się zaś od J23 – wina tak niedobrego, że aż się pić nie dało, ale i tak się piło.
Po raz ostatni dym tytoniowy skurczył żyły Ryszarda w roku 23 listopada 1991. Miał wtedy 40 lat. Wypalił 30 papierosów i dostał zawału. Od lekarza usłyszał, że jak nie przestanie, to pójdzie do piachu. Przestał. Od tego momentu tylko trudy życia regulują przepływ jego krwi.
Sosnowiec i Peru – droga daleka
Moja córka jest malarką, pan wejdzie, zobaczy, tu jej obrazy wiszą. Butów proszę nie ściągać. Moja córa, proszę pana, w Norwegii mieszka, a narzeczonego ma Peruwiańczyka. Biorą ślub niedługo, w Polsce wesele będzie, a potem wyjeżdżają do Peru. O, proszę spojrzeć, tu jeszcze jeden obraz, kulig namalowała, jaki piękny. Dumny z niej jestem, ale tęsknić będę. I ja, proszę pana, wiem, że ona też będzie tęsknić. Że będzie ją do Polski ciągnąć.
I ja słyszę, jak te żyły się kurczą. W oczach też to widać. I nawet na ręce się jakby chowają. Tam, gdzie tatuaż, kotwica na pamiątkę służby w Marynarce. Ta kotwica robi się coraz mniejsza, zapada się, wgłębia, chowa.
– Ale wie pan, w życiu to trzeba być uczciwym i wytrwałym. Złowiłem kiedyś szczupaka, co miał dziesięć kilo. Dziesięć! Wielki był jak cielę. Pamiętam, że miałem wtedy cienką żyłkę. Jakbym go mocniej pociągnął – nic bym nie miał. Ja z nim dwie godziny walczyłem. I z samym sobą walczyłem, żeby mi cierpliwości starczyło. Nogi mi tak chodziły, ledwo ustać mogłem. A on się szamotał, wyskakiwał nad wodę, tańczył, rwał mi wędkę z rąk. Prowokował mnie. Raz bym mocniej szarpnął i po rybie. A ja wytrzymałem. Bo w życiu trzeba być wytrwałym.
Pokazuje zdjęcie wielkiej ryby, a ja widzę, że kotwica wraca na swoje miejsce.
Chcesz poznać więcej historii?
Czekają #Za drzwiami