Dolina Biebrzy. Zapomniana wioska pośrodku przyrody. Populacja: jeden. Ale za to jaki. Poznajcie Króla Biebrzy i jego pałac. Zapraszam do domu, gdzie potknąć się można o ząb mamuta.
Ten tekst jest częścią większego projektu reporterskiego. W całej Polsce zbieram historie spod jednego adresu. Zobacz, co kryje się #Za Drzwiami.
[su_divider top=”no”]Miejsce? Dolina Biebrzy
Otwórzcie Google Maps. W lewym górnym roku wpiszcie “Dobarz”. Klik. Co widać? Las. Ogromną połać lasu, przeciętą przez jedną samotną nitkę drogi. Do najbliższego miasta (Białystok) ponad 40 kilometrów. Do najbliższego miasteczka większego niż 5 chat (Osowiec) – 15 kilometrów. Nawet droga powstała tylko po to, żeby się stąd wydostać. Dolina Biebrzy wita.
Kazał ją zbudować car. Cel? Strategiczny – żeby jak najszybciej przejechać puszczę, żeby czym prędzej wrócić do cywilizacji. Asfaltowa żyła przecina las, na wprost, na wskroś. Godzina jazdy i ani jednego skrzyżowania. Jedziesz i czujesz się jak Mojżesz, przed którym się właśnie morze rozstąpiło. Masz tylko ten jeden korytarz wśród niepojętej, prastarej zieleni. Tylko tyle Ci, człowieczku, dano. Nikt poza łosiami, jeleniami, dzikami nie powinien tu mieszkać. A on mieszka. I jak na złość, pochodzi z Warszawy.
– Ty jeszcze powinieneś porozmawiać z Królem. On by ci poopowiadał.
– Z kim?
– No z Królem. Czekaj, już do niego dzwonię – i faktycznie Bronia wyjmuje telefon, wybiera numer. – Krzysiu, tu jest taki młody człowiek, chciałby Cię poznać – kończy połączenie, a ja zerkam na ekran telefonu. Może i mówi po imieniu, ale kontakt w telefonie zapisany jako Król Biebrzy. Szacunek dla monarchy musi być.
Bohater? Król Biebrzy
Krzysztof Kawenczyński wcale nie urodził się Królem. Ba, nawet z Biebrzą nic wspólnego nie miał. Mieszkał w stolicy, prowadził antykwariat i życie zbliżone do tego, które ludzie uwielbiają nazywać “normalnym”. Miał nawet żonę, poznali się na aukcji w Poznaniu. Ona też lubiła książki.
Chociaż słowo “też” może być mylące. Krzysztof książek nie lubi. On je kocha, on nimi oddycha. Dwa razy powtarzał klasę, bo zamiast chodzić na lekcje, przesiadywał w antykwariacie, wśród zakurzonych tomów i równie zakurzonej historii. Ciągnął go ten świat, wołał do niego. Pierwszy starodruk kupił na jarmarku w Gdańsku i wtedy świat połknął go na dobre. Za książkę potrafił zapłacić tyle, co za samochód.
– Miałem olbrzymią kolekcję starodruków. Wszystko na nie wydawałem.
Po 6 latach małżeństwa żona miała tego dość.
– Kazała mi wybierać: albo starodruki, albo ona. A ja wybrałem starodruki.
Wybrał i uciekł z miasta, uciekł do Biebrzy, w której 20 lat wcześniej się zakochał. Wybrał i chyba nie żałuje. Wybrał i został Królem. Dzisiaj zaprasza na swój dwór. Dwór kupiony za jedną książkę – Biblię Brzeską z 1563 roku. Olbrzymie gospodarstwo, dwie chaty, obora. I przede wszystkim zwierzęta. 5 koników, 11 krów polskich czerwonych, 26 psów. Przygarnięte, przytulone, najczęściej porzucone przez innych.
– U mnie mają dożywocie. Chyba, że będą chciały iść gdzie indziej.
Jest Król, jest i pałac
Wchodzimy do “pałacu”. A pałac całkiem świadomie nie przypomina Wersalu, nie kapie złotem, nie szokuje zdobieniami. Pałac ze złośliwą premedytacją postanowił być drewnianą, chylącą się już chatą. Tron stanowi posłanie z kożuchów, a zamiast dworskiej porcelany jest kolekcja obdrapanych czajników z gwizdkiem. To tu urzęduje Król, stąd dyryguje powolnym rytmem biebrzańskiego życia.
Poddanych ma wiernych. Inaczej by nie przetrwał. Nie zniósłby nawet najmniejszego buntu. Zraziłby się, przestraszył. Rozpadłoby się leśne imperium, w gruzach legła jednoosobowa dynastia z końca świata. Ale jego poddani są wierni. Ufają mu bezgranicznie. Otaczają go zewsząd, wypełniają chaty, przytulają się po kątach. Trzeba uważać, żeby ich nie podeptać w drodze z ganku, do kuchni. Włażą pod nogi i każą na siebie patrzeć. Każą poświęcać czas, troszczyć się, pamiętać. I Król poświęca czas, Król się troszczy, Król pamięta.
Pamięta historię każdego z nich. Tych z drewna, tych z metalu i tych z papieru. Te z drewna to na przykład największa kolekcja rzeźby ludowej na Podlasiu. Dzieła Dionizego Purty, Kazimierza Rafałko, Ryszarda Myśliwca. Jakieś ptaki-dziwaki, jakieś obrazy kolorowe, jakieś Chrystusy uśmiechnięte i anioły pękate. Wszystko swojskie, pachnące, barwne. Sztuka naiwna, w swej naiwności genialna. Cała podłoga w tej naiwności i w tym geniuszu. Aż przejść ciężko.
Cisza
Pokazuje nieliczne stare księgi, które jeszcze mu pozostały. Bierze do rąk z czułością i opowiada jak o najlepszych przyjaciołach. Podnosi ze stołu i pokazuje ząb mamuta i nie da się mu nie uwierzyć, że to naprawdę jest ząb mamuta. Schyla się pod łóżko swoje, odgania wścibskie szczeniaki i wyciąga papiór jakiś pożółkły.
– To jest odręczny podpis króla Zygmunta Augusta. Zobacz, jak ładnie pisał.
Biorę i czytam. Sigismundus Augustus Rex. Podpis rzeczywiście staranny. A Król już zdążył uciec, już dalej odwiedza poddanych. Odwiedza portrety carów, odwiedza medale księżnych i tomiki poezji zapomnianej. Doganiam go i zadaję najgłupsze z możliwych pytań.
– A nie smutno Królowi tutaj, tak samemu?
– A czy ja jestem sam?
Rację ma, ale jeszcze się nie poddaję.
– Ale czy nie brakuje innych ludzi, miasta, życia?
Ludzie, miasto, życie to jest głównie hałas. A ja już się nauczyłem. I ze wszystkich dźwięków najbardziej lubię ciszę.
Chcesz poznać więcej historii?
Czekają #Za drzwiami
4 comments
Witam pozdrawiamy byłam z koleżankami u Broni i miałyśmy spotkanie Królem Zachwyceni wiedzą i przekazywaniem historii innym .Wszyscy zdrowi nie pokonał nas wirus Super spotkanie po 8 latach. Pozdrawiam wszystkich miłośników Biebrzy. MARIA
Również jestem bardzo ciekaw dalszego ciągu. Czy wywiad został już spisany?
Aaa! Dlaczego..? Ten wpis wydaje się być niedokończony, ucięty brutalnie w połowie rozkręcającej się akcji. Jak w książkach z zapartym tchem czytany rozdział, przerwany dzwonkiem do drzwi. Naj-go-rzej! 😀 Bardzo sięcieszę, że tu trafiłam, lekkie pióro i dobre zdjęcia, szanuję 😀
Dziękuję i przepraszam za rozczarowanie 😉 Niedługo historia znajdzie swój dalszy ciąg. Dwie godziny wywiadu z Królem czekają na spisanie.