Kathmandu, niezliczone ilości pączków i słodkie nieróbstwo wkrótce nam się znudziło. Zupełnym przypadkiem „wkrótce” nastąpiło w okolicach ostatniej kropelki polskiego alkoholu przeszmuglowanego przez Fiołek. Musieliśmy znaleźć inne sposoby ubarwiania rzeczywistości. Wraz z Zil, Mattem i Emmą postanowiliśmy pojechać na przejażdżkę.
Właśnie po to, by wozić ją
Wypożyczenie skutera na cały dzień kosztuje w Nepalu tyle co burger w pewnej znanej, warszawskiej knajpce, czyli około 25 złotych. W dodatku skuterem można podzielić się z drugą osobą, co w przypadku burgera absolutnie nie wchodzi w grę. Prawo jazdy trzeba mieć, ale nie trzeba go pokazywać. Ot, takie prawko Schrödingera. Ten sposób podróżowania polecam zatem wszystkim przyszłym kierowcom. Przynajmniej będziecie mieli pewność, że gorzej już nie będzie.
Nepalski słowniczek ruchu drogowego
Droga – otwarta przestrzeń podłużna, w której istnieje ryzyko wystąpienia asfaltu.
Autostrada – droga, na której pokrycie asfaltem wynosi ponad 52%.
Droga dwupasmowa – droga ośmiopasmowa.
Prawa strona jezdni – lewa strona jezdni. Ostatnia pozostałość krótkiego okresu panowania brytyjskiego.
Toyota Yaris – świetny samochód, idealny na 12 osób.
Skręt w prawo – trwa godzinę, boli i cały czas myślisz, że umrzesz. Trochę jak wizyta u dentysty.
Sygnalizacja świetlna – tajemnicze urządzenie. Miga różnymi kolorami, ale nie do końca wiadomo po co.
Pierwszeństwo przejazdu – nie wiem co to jest, ale na pewno to mam.
Zakaz wyprzedzania – ???
Klakson – sygnalizacja dźwiękowa używana tylko w tych szczególnych sytuacjach: początek manewru wyprzedzania, koniec manewru wyprzedzania, samochód z naprzeciwka, zakręt, koza na drodze, ładna dziewczyna na chodniku, zmiana kierunku wiatru. Także wtedy, gdy od 3 sekund nie słyszałeś klaksonu.
GPS – koleżka na skuterze obok. On na pewno wie jak dojechać na Thamel.
Dowolna ulica w Kathmandu. Zdjęcie nie moje, ukradłem z Googla.
Bhaktapur
Takie trochę mniejsze i bardziej zabytkowe Kathmandu. Świątynki, brukowane uliczki, stare nepalskie budownictwo. Za podziwianie tego wszystkiego obowiązuje oficjalna opłata w wysokości 15$. Na szczęście system pobierania opłat za zabytki w Nepalu jest jak świątynia po trzęsieniu ziemi – dziurawy. Prawo, lewo, trzy przecznice prosto, lewo i już jesteś za bramą. Przypadek? Nie sądzę, bo tak jest przy każdym jednym zabytku. Plac Durbar w Kathmandu, Bhaktapur, Patan, Boudanath… zawsze jest jakieś tylne wejście. Co do samego miasta i zwiedzania, to posłużę się formą obrazkową:
Tradycyjna nepalska zabudowa to walka o to, by zmieścić jak najwięcej na jak najmniejszym obszarze.Chyba że stawiamy świątynię. Wtedy można pozwolić sobie na rozmach. Plac Durbar w Bakhtapurze. Nadal widać ślady zeszłorocznego trzęsienia ziemi.Świątynie, wszędzie świątynie. Nie jestem ekspertem od nieprawdopodobnie skomplikowanej mieszanki buddyzmu i hinduizmu, ale to chyba jest bogini Kali.Place i dziedzińce świątynne to także miejsce spotkań. Odpowiednik naszej ławeczki przed blokiem.
Patan
Patan to taki mniejszy Bhaktapur (komentarz redakcji: mniejszy tylko jeśli chodzi o zabytkową część turystyczną i ilość stron w przewodniku Lonely Planet. Tak naprawdę Patan ma ponad 200 tysięcy mieszkańców i jest trzecim miastem w kraju). Na zdjęciach prezentuje się tak:
Plac Durbar w Patanie. Dziwicie się, że Durbar tu, Durbar tam? Słowo to oznacza po prostu „pałac królewski”. A że dawno, dawno temu Kathmandu, Bhaktapur i Patan były trzema niezależnymi państwami to każdy własny Durbar musiał mieć.Mistycznie, ciekawie, inaczej. I przede wszystkim skomplikowanie. Może kiedyś podejmę się napisania artykułu o religii Nepalu, ale muszę najpierw nieco poczytać.Gdy nieznajoma kobieta na ulicy podaje Ci własne dziecko. Widzicie makijaż? Ciekawostka: dzieciom w Nepalu maluje się oczy czarną kredką. Na szczęście i na pohybel złym duchom.
Podsumowanie
Obydwa miasta leżą bardzo blisko Kathmandu i łatwo można zwiedzić je w ciągu jednego dnia, zwłaszcza jeśli posiada się własną, dwukołową karocę. Jeśli więc akurat jesteś w Nepalu, nigdy nie prowadziłeś skutera i chciałbyś naprawdę poczuć, jak bardzo cenisz swoje życie, polecam taką wyprawę. Niech najlepszą rekomendacją będzie prawdziwa radość na twarzy Matta:
Radość mogła wynikać też z faktu bycia podrywanym przez piętnastoletnią Nepalkę, która prawie uwierzyła, że Matt pochodzi z Księżyca.