Śpiące Dobrego początki
Kolejny weekend (dla językowych nacjonalistów: zapiątek). To oznacza kolejny Schönes Wochenende Ticket. Piękna sprawa. 11€ na jeden dzień otwiera przed Tobą drzwi tych przepięknych, czerwoniutkich pociągów punktualnych niczym zamożny angielski dżentelmen. Cała (prawie cała) potęga Deutsche Bahn do Twojej dyspozycji.
Jak zwykle podróż składa się ze zwiedzania właściwego oraz spania w różnych wagonach, z naciskiem na to drugie. W Heidelbergu jesteśmy o 10:30, 45 minut później niż planowaliśmy (nigdy nie wierzcie Włochom, kiedy mówią, że przyjdą na czas).
Przystanek Heidelberg
I oczywiście wita nas deszcz. Drepczemy przez całe miasto wzdłuż rzeki, by w końcu znaleźć się przy Bramie Mostowej rozpoczynającej Stare Miasto. Ja nieśmiało testuję nowy obiektyw. Pentacon 135mm f/2.8. Nowy to zresztą dość odważne sformułowanie. Dziś na mapie nie znajdziemy już raczej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Jak na sprzęt, który swój kraj produkcji przeżył o ponad 25 lat, pracuje się z nim bardzo dobrze. Manualne obiektywy wymuszają większe skupienie na kadrze i dają chwilę do namysłu. Nie można pstrykać bez opamiętania, jak japoński turysta.
Zamki są po to, by je zdobywać
Po długiej debacie na temat kupna biletów z użyciem cennika, trzech telefonów, Internetu i rachunku różniczkowego jedziemy kolejką zwiedzić zamek.
Wybudowałem tak piękne zamki, że ich ruiny mi wystarczą.– Jules Renard
Tak mi się skojarzyło. Poza typowymi ruinami i pomnikami przypominającymi jak to w średniowieczu było wspaniale (ale tylko jeśli byłeś minimum rycerzem) zwiedzić można też muzeum aptekarstwa i megawielką beczkę. Nie wiem, czy jest największa na świecie, ale Jej Wysokość Wielka Beka ma 9 metrów średnicy, mieści 230 tysięcy litrów wina, a budowa trwała 2 lata. Pobieżne obliczenia wykazały, że wystarczyłaby do wprowadzenia całego Saarbrücken w stan upojenia alkoholowego. Niestety była pusta i dość dobrze chroniona, więc mogliśmy upajać się co najwyżej wizją tego, jak wtaczamy ją na Johannesmarkt i przejmujemy władzę w mieście.
Altstadt
Może i narzekam, ale naprawdę to czyściutkie, wymuskane piękno niemieckich miasteczek jest potwornie nudne. W centrum Heidelbergu staje się to już groteskowe. Gdyby nie uliczni grajkowie, którzy zawsze niosą ze sobą odrobinę zdrowego chaosu, można by pomyśleć, że miasto powstało jako enklawa dla ludzi z OCD. Wszystko na swoim miejscu, poukładane, wszystko bogate w ten dostojny, podstarzały niemiecki sposób, który nie pozwala ci wszystkich swoich pieniędzy wydać na czteropoziomowy dach swojego domu z 36 wieżyczkami, podczas gdy samemu mieszkasz w lepiance, a twoje dzieci bawią się patykami i jednym porzuconym kołpakiem (ach, wspomnienia z Rumunii).
A tak poza tym to Heidelberg jest przepiękny. Na dodatek pogoda zmieniła taktykę i postanowiła wszystkie ulice utopić w słońcu. Po zwiedzeniu zamku przeszwendaliśmy się przez całe Stare Miasto, zajrzeliśmy do paru kościołów i pod parę kamieni. Kilka razy skręciliśmy za losowo wybranym rogiem, wyniuchaliśmy zapachy paru knajp. Weszliśmy na wieżę Kościoła Świętego Ducha żeby zobaczyć to wszystko z góry. Przekonawszy się, że z każdej perspektywy Heidelberg jest tak samo doskonały, podreptaliśmy w kierunku dworca.
P.S. Czy wiesz że? Po wojnie w Heidelbergu mieściła się główna kwatera amerykańskich sił zbrojnych w Europie. Ostatni żołnierze Wujka Sama opuścili miasto dopiero w 2013 roku.