Wybierając się do Gruzji, nie można nie odwiedzić Tbilisi. Mieszka tu ponad milion ludzi, to tu bije serce kraju. Co zobaczyć, gdzie zjeść i przenocować? Zapraszam na spacer po stolicy Gruzji.
W nowym mieście, zwłaszcza tak chaotycznym i barwnym jak Tbilisi, punkty odniesienia są na wagę złota. Dlatego naszą przygodę w stolicy Gruzji rozpoczniemy na placu Wolności. To będzie nasz kompas, nasza baza wypadowa. Jest to także centralna stacja metra, przyjeżdżając do Tbilisi macie więc dużą szansę, że traficie właśnie tutaj.
Jeśli szukaliście postkomunistycznego obdrapania i krajobrazu z wielkiej płyty – zły adres. Dominującym elementem placu jest kolumna św. Jerzego (świetny punkt orientacyjny) otoczona zabytkowym budownictwem. Stąd wyruszymy dalej.
Tbilisi w pigułce – miejsca, które zobaczyć trzeba
- Stare Tbilisi – pamiątka gorszych czasów
- Twierdza Narikala – wzgórze zamkowe i pomnik Matki Gruzji
- Katedra Sioni – największa świątynia Tbilisi
- Park Rike i Most Pokoju – centrum nowej Gruzji
- Ulica Shavteli – świątynie, klimatyczne knajpki i krzywa wieża
Stare Tbilisi
Lepszych dni nie będzie już, gdy odejdziesz strzepnij kurz.
Słowa piosenki mogą nam towarzyszyć, gdy z placu Wolności pójdziemy na południe, w stronę wzgórza. Wprawdzie Kazik raczej nie śpiewał o stolicy Gruzji, ale dzielnica Kala (dawna nazwa tego obszaru) idealnie pasuje do tego tekstu.
Zniszczone w trakcie najazdu w XVIII w. Odbudowane, po to, by dziś znowu popaść w zapomnienie. To miejsce ma niepowtarzalną atmosferę. Pustostany, i całe ciągi przygnębiających ruin przeplatają się z cichymi, zacienionymi placami. – tutaj Europa jeszcze nie dotarła. Na wszystko patrzy z góry gigantyczny posąg Matki Gruzji.
Pierwszy raz widziałem to miejsca w 2015 r. Niewiele się od tego czasu zmieniło. Zrujnowany kościół św. Jerzego nadal jest zrujnowany. Wybitych okien jest jakby więcej. Tam gdzie nie są wybite, wciąż mieszkają ludzie. Czasami to tylko jedno mieszkanie w całym budynku. Zwłaszcza spacer ulicą Akhospireli może dostarczyć mocnych wrażeń. By budynki nie położyły się na drogę, podparto je tam stalowymi belkami. I to chyba największy postęp ostatnich dwóch lat.
Brzydkie? Przyjrzyjcie się uważnie. Rozwalone budynki to nie jakieś tam postsowieckie bloki – to piękna XIX-wieczna architektura. Zwróćcie uwagę na zdobienia, na kolory osypującego się tynku. Zakurzone piękno to nadal piękno i mam nadzieję, że Stare Tbilisi doczeka się lepszych dla siebie czasów.
Wzgórze, zamek i Matka
Stare Miasto opuszczamy drogą Betlemi Rise. Tu zaczynają się schody i to dosłownie. Wijące się wśród domów i zabytkowych cerkiewek schody zaprowadzą nas wprost na wzgórze.
Przy okazji zupełnie zmieniamy krajobraz. Zamiast zrujnowanych kamienic, oglądamy coraz lepiej widoczną panoramę miasta. A przed nami wyrasta Ona.
Po paru minutach stajemy na szczycie wzgórza u stóp Kartlis Deda – Matki Gruzji. Aluminiowa statua ma 20 metrów wysokości. W lewej ręce kobieta trzyma puchar wina, w prawej miecz. Pierwszy jest dla przyjaciół, drugi dla wrogów – bardzo to gruzińskie. Matka patrzy w stronę swojego miasta. Spójrzmy i my – to jeden z ładniejszych widoków na Tbilisi.
Idąc w lewo po wzgórzu dojdziemy do twierdzy Narikala (pol.: niższy zamek). Niższość nie powinna was zmylić – to bardzo porządny zamek (nawet jeśli trochę zrujnowany). Ma wieże, ma bramy, ma też zabytkową cerkiew z przepięknie kolorowymi freskami. Wstęp na teren twierdzy jest darmowy.
Łaźnie, hotele i pieniądze
Ze wzgórza możemy zjechać na drugi brzeg rzeki kolejką linową. Opłata jest naprawdę symboliczna: 2,5 GEL (ok. 4 PLN), mimo to warto polegać na własnych nogach. Schodząc, zobaczymy przez jedną z ładniejszych części tbiliskiej starówki. Eleganckie knajpki, dobre hotele i sklepy z pamiątkami. Gdybyśmy odbili w prawo, trafilibyśmy do legendarnych carskich łaźni, ale o nich więcej w następnym wpisie.
My tymczasem przechodzimy przez most nad rzeką Kurą i trafiamy wprost pod świątynię Matki Bożej Metechskiej popularnie zwaną Metechi. To jeden z najbardziej znanych zabytków Tbilisi, warto zajrzeć do środka. Rzeka w tym miejscu ma bardzo urwisty brzeg, a domy znajdują się tuż nad klifem – nic dziwnego, że miejsce to bywa nazywane gruzińską Wenecją.
Za mostem idziemy pod górę, po prawej mijając pałac Daredżani (księżniczka Daredżani była podobno równie piękna jak jej pałac). Kierujemy się w stronę stacji metra Avlabari, a później na Plac Róż. Zapewne zdążyliśmy już zgłodnieć, a tu aż roi się od małych knajpek i straganów z owocami. Wybierajmy do woli.
Katedra i hazard: czemu nie?
Po posiłku jesteśmy już gotowi na wizytę w największej świątyni na całym Kaukazie. Mowa o Cminda Sameba (pol.: Święta Trójca). 98 metrów wysokości, 14 metrów podziemi, 9 ołtarzy. Budowla z 2004 r. onieśmiela inne budynki w Tbilisi swoją wielkością (z wyjątkiem najbardziej odważnych wieżowców, które nie boją się niczego).
Dla mnie życie zawsze było ciekawsze niż świątynie, więc wspomnę tu jeszcze o tym, co dzieje się wokół kościoła. Można tam spotkać handlarzy świętymi obrazkami, żebrzące kobiety, a nawet… dwóch zakurzonych facetów, którzy rżną w kości, jakby nigdy nic.
Uwaga! Jestem Europejczykiem.
Wychodząc z katedry skierujemy się w stronę rzeki. Po drodze miniemy Pałac Prezydencki ozdobiony szklaną kopułą i otoczony domami, które nie zawaliły się jeszcze chyba tylko przez krępującą bliskość władzy. Tbilisi to miasto kontrastów.
Największy kontrast znajdziemy tuż nad rzeką. To oczywiście Park Rike. Skąd nazwa? Szukałem i znalazłem jedynie to: po norwesku rike oznacza bogaty. Park jest położony tuż przy placu Europejskim i to jest najlepsza wskazówka. Od nazwy po wystrój – wszystko miało być właśnie takie: europejskie, poukładane, a przy tym sterylnie artystyczne. To miał być kawałek Luksemburga w sercu Gruzji. Wyszedł miszmasz, przesyt, Art Nouveau na sterydach. Niestety, postawienie gigantycznego fortepianu obok schodów donikąd nie jest receptą na wszystko.
Najbardziej charakterystyczny element parku to budynki, które Gruzini złośliwie przezywają dziś “suszarkami do włosów”. Miały być teatrem, halą koncertową, potem centrum wystawienniczym. Niestety do dziś nie udało się ich zagospodarować. Gruzińska wersja Luksemburga kurzy się, niszczeje, a drzwi do niej są zamknięte drewnianym patykiem (dowód fotograficzny poniżej).
Wybaczcie mi złośliwości. To miejsce opiszę dokładniej we wpisie o tym, czy Gruzja to już Europa, czy jeszcze Azja? Jedno jest pewne: Park Europejski i słynny Most Pokoju (który akurat mi się podoba) bardzo szybko stały się symbolem Tbilisi. Na dowód zdjęcie nowoczesnej przeprawy.
Nie jesteśmy w Pizie
Przechodząc przez Most Pokoju, trafimy w jeden z najbardziej urokliwych zakątków Starego Miasta. Tu ulica Erekle II (Herakliusza II – króla Gruzji). Znajdziemy tu dobre restauracje, kluby i puby. Póki co jednak skręćmy w prawo – tam czeka na nas jedna z najdziwniejszych budowli Tbilisi. Krzywa wieża zegarowa przy ulicy Shavteli wygląda, jakby projektował ją sam Salvador Dali. Nic bardziej mylnego, została postawiona dopiero w 2011 roku. Tuż pod wieżą mieści się teatr marionetkowy, a po drodze znajdziemy dobre sklepy z pamiątkami oraz zabytkowe świątynie, gdybyśmy nie mieli ich jeszcze dosyć (np. Bazylika Anchiskhati, czy Katedra Sioni).
W tym miejscu kończymy nasz całodzienny spacer po stolicy Gruzji. Pod spodem przygotowałem dla was mapę z naszą trasą i zaznaczonymi ciekawymi punktami. Po centrum Tbilisi warto błąkać się bez celu – niemal każda uliczka kryje w sobie coś ciekawego. Miasto wciąga swoją atmosferą, zachęca do odkrywania.
Transport
Kilka informacji praktycznych, które na pewno wam się przydadzą. Jak poruszać się po Tbilisi? Podstawa systemu komunikacji to metro i autobusy (marszrutki). Zwłaszcza metro działa bardzo sprawnie. Dwie linie w szczycie kursują nawet co 5 minut. Metro działa od 6:00 do północy. Rozkłady jazdy sprawdzimy tutaj.
Transport jest tani. Przejazd metrem bądź autobusem kosztuje zaledwie 0.50 GEL (ok. 75 groszy). Bilety kodowane są na specjalnej karcie, którą można kupić na każdej stacji metra. Karta kosztuje 2 GEL (ok. 3 PLN), ale można ją później zwrócić. Należy tylko pamiętać o zachowaniu dowodu zakupu (ja na przykład zawsze o tym zapominam).
Jak dostać się do Tbilisi? Większość podróżnych przylatuje do Gruzji samolotem. W ten sposób trafiają albo na lotnisko w stolicy, albo w Kutaisi. Jeśli wylądowaliśmy w Tbilisi, transport do centrum nie stanowi żadnego problemu – mamy do dyspozycji autobusy (linia nr 37) w normalnych cenach miejskich lub pociąg. Oczywiście można również zamówić taksówkę – będzie nas to kosztowało 25 GEL (ok. 40 PLN).
Jeśli natomiast lądujemy w Kutaisi, najlepiej skorzystać z marszrutki. Kurs z Kutaisi (spod Mcdonald’a) do centrum Tbilisi powinien kosztować 10-15 GEL (ok. 15-20 PLN).
Gdzie zjeść?
Miasto oferuje cały przekrój potraw, cen i standardu. Eleganckich lokali najlepiej szukać na ulicy Erekle II lub u podnóża zamku. Ja na lokalach eleganckich znam się słabo, polecę coś na studencką kieszeń.
- okolice placu Róż obfitują w małe, duszne bary szybkiej obsługi. Może nie każdemu się spodoba, ale tam najczęściej spotkacie samych Gruzinów. Polecam kebab na rogu od strony katedry Sioni – mięso piecze się tam prawdziwym rożnie, a właściciel potrafi zamienić przyrządzanie zwykłej shoarmy w prawdziwy spektakl. Koszt? Najmniejsza porcja to jedyne 4 GEL (ok. 6 PLN).
- przy placu Róż, jak i zresztą w całym mieście znajdziemy spotkamy mnóstwo straganów z warzywami i owocami. Warto z nich korzystać – ceny dużo niższe niż w Polsce, a winogrona czy arbuzy w gruzińskim słońcu nabierają niesamowitego smaku.
- Dom Chinkali, al. Rustawelego 37 (przy placu Republiki). Chinkali, czyli gruzińskie pierożki można tu dostać w kilkunastu wariantach. Oczywiście jest też tradycyjny farsz z mięsa i bulionu. Lokal działa całodobowo, więc niejedno wyjście na miasto kończy się właśnie tutaj. Cena jednego pierożka to około 1 PLN, a 8 sztuk stanowi już naprawdę sytą porcję.
Gdzie przenocować?
Można próbować Couchsurfingu, ja mam z Tbilisi same dobre wspomnienia. Jeśli chcemy znaleźć nocleg na 100% polecam Hostel Melina przy ul. Leonidze 4 (trzeba zejść z głównej drogi w zaułek). Za komfortowy i czysty nocleg przy samym placu Wolności zapłacimy tam 15-20 GEL (25-30 PLN).
Całą starówkę Tbilisi mamy stamtąd w zasięgu 5-minutowego spaceru. Pokoje i łazienki nie należą do największych, ale są czyste i ładne. Mimo swojej nazwy hostel jest bardzo przytulny. O nazwę polecam zresztą spytać właściciela. Bardzo sympatyczny człowiek wyjaśni wam wtedy, że Melina wcale nie jest chwytem marketingowym. Nie oznacza też standardu pokoi. To po prostu… imię jego córki, które po turecku oznacza “miód”. Słodko, prawda?
Życzę przyjemnego zwiedzania Tbilisi! Miasto potrafi wciągnąć jak mało które. Wciągnęło i mnie podczas pisania, a nie sposób wspomnieć o wszystkim naraz. Dzisiaj wybraliśmy się na krótki spacer, w następnym wpisie pokażę 7 sposobów, jak kreatywnie spędzić czas w stolicy Gruzji!
Dzięki wielkie za lekturę. Jeśli macie jakieś pytania, zostawcie je w komentarzach, chętnie pomogę. A może macie swoje pomysły na stolicę Gruzji? Sam za każdym razem odkrywam to miasto na nowo.
3 comments
Co zjeść w Gruzji? Kebab. No proszę cię…