Rzadko spotyka się tak prawdziwą pasję, pasję graniczącą z szaleństwem. Jan Markiewicz mieszka w Otominie pod Gdańskiem. W przydomowym garażu zbudował samolot!
Ten tekst jest częścią większego projektu reporterskiego. W całej Polsce zbieram historie spod jednego adresu. Zobacz, co kryje się #Za Drzwiami.
[su_divider top=”no”]Zbudował samolot w garażu
Wiesz, że nikt mi nie wierzył? Śmiali się ze mnie. “Co ty, stary, będziesz budował?” – tak mówili. “Na głowę żeś upadł?” – tak pytali. Ale życzliwie, z litością nawet. “A buduj sobie, staruszku, buduj”. Po plecach klepali i nawet części potem przynosili. A w końcu to już musieli uwierzyć. Pokazałem im. Zbudowałem! I wszystko sam.
Jan Markiewicz mieszka w Otominie. Dom z ogrodem, zaraz nad jeziorem. Wystarczy przebiec trawnik i można wskakiwać do wody. Podręcznikowa wiejska sielanka. Z jednym wyjątkiem. Na środku ogrodu stoi hangar, do którego właśnie wchodzimy. Hangar, w którym Jan Markiewicz zbudował samolot.
Ma 6,5 metra długości. Oryginał miał 8, więc skala jest prawie 1:1. Rozpiętość skrzydeł 8 metrów. Jak skończę, trzeba będzie dźwig zamówić, bo koło domu się nie zmieści.
Nie od razu da się w to uwierzyć, ale samolot z całą pewnością istnieje. I z całą pewnością stoi w drewnianej budzie pośrodku ogródka w Otominie.
To jest Jak-1B. Przepraszam… to jest model Jaka-1B. Wierny w każdym szczególe.
Jan wchodzi na skrzydło, daje mi znak ręką. Zaglądamy do kabiny i okazuje się, że tam jest wszystko. I prędkościomierze i busola i wskaźniki. Wszystko oryginalne, wszystko poradzieckie, wygrzebane gdzieś z demobilu. Pan Jan nie stworzył podróbki. Zbudował samolot naprawdę.
Silnik wstawiłem od motolotni. Karabin jest z paintballa. I wszystko działa. MacGyver się chowa.
Włącza silnik, a śmigło rusza z kopyta. MacGyver się schował.
11 lat mi zajęło. 11 lat pracy. Człowiek na emeryturze ma jednak dużo czasu.
Kabina z prezerwatywy
Najpierw zaczął czytać. Przeglądał plany, schematy. Uczył się o laminatach, studiował konstrukcję, sam siebie przekonywał, że da radę. Że potrafi. W końcu zebrał materiału. A później ciął, rzeźbił, spawał, szlifował, doklejał i znowu szlifował. Krok za krokiem, problem za problemem. 11 lat.
Po co go budowałem? Wie pan, ja modele sklejam od takiego brzdąca. Dla mnie to była podróż do czasów dzieciństwa.
Pochodzi ze wschodu. Urodził się za Grodnem, na obecnej Białorusi. Los obdarzył go radziecką bazą lotniczą tuż obok domu.
To wszystko latało nade mną bez przerwy. Te Jaki, te Migi, to całe żelastwo. Cały czas się słyszało ten szum silników, ten gwizd. Zawsze coś startowało, coś lądowało, coś kołowało. Latało nade mną, nad małym dzieciakiem. I widać skuteczne było to latanie, bo zostało mi na całe życie.
Jego pierwszy model to był właśnie Jak-1B. Nie pamięta ile miał lat, gdy go zbudował. Pamięta za to proces twórczy. Kadłub wystrugany z drewna, jednym nożykiem. Zrobił, jak umiał najlepiej. Gorzej było z osłoną kabiny.
No nie miałem pojęcia, jak to zrobić. W końcu znalazłem u ojca coś gumowego, przezroczystego. Naciągnąłem na stelaż, pasowało idealnie. Wtedy chyba nawet nie wiedziałem, co to prezerwatywa.
To było lata temu. Dziś stoimy przed Jakiem-1B, który nie ma już kabiny z podkradzionego ojcu kawałka lateksu. Ma za to oryginalne malowanie i osłony cięte na zamówienie. Historia zatoczyła koło.
– Widzi pan numer samolotu? 74. 7 i 4 to razem 11. A ja ten samolot budowałem 11 lat. A 74 to dlatego, że jutro kończę 74 lata.
– To czego mam życzyć? Jakie ma pan plany?
Ubiera czapkę lotnika, którą dostał od syna i uśmiecha się do aparatu.
Jak to jakie?! Od września zaczynam budować ekranolot!
Chcesz poznać więcej historii?
Czekają #Za drzwiami